Geoblog.pl    beciasteven    Podróże    Meksyk    Nie oczekuj niczego i wszystkiego się spodziewaj - Maciej Bennewicz
Zwiń mapę
2010
17
gru

Nie oczekuj niczego i wszystkiego się spodziewaj - Maciej Bennewicz

 
Gwatemala
Gwatemala, Tikal
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9911 km
 
Gwatemala jest inna niż Meksyk. Jest bardziej dzika, mniej turystyczna, jeszcze nieokrzesana, dużo biedniejsza... Czy jest bardziej niebezpieczna? Ilość uzbrojonych policjantów w sklepach, patrolujących ulice, w samochodach policyjnych świadczyłaby, że tak. Tylko dlaczego na targu w Santa Elena, gdy nagle z każdej strony zobaczyliśmy uzbrojonego po zęby pana w czerni, poczuliśmy się nieswojo? Kto ma pistolecik ten ma władzę, a władza, jak wiadomo, bywa skorumpowana i Gwatemala pod tym względem wcale inna nie jest...

Kraj jest powierzchniowo trzy razy mniejszy niż Polska z bardzo młodym spłoeczeństwem (tylko 3,8% populacji wynoszącej około 13 milionów ma powyżej 65 lat) i największą liczbą Majów. Szacuje się, że na świecie żyje około 4 milionów potomków Majów - połowa z nich wiedzie swój żywot właśnie w Gwatemali:-)

O 4:30 - nie muszę już chyba dodawać, że nad ranem - przyjeżdża po nas bus, którym jedziemy do Tikal, oddalonego o około 65 km. Godzina mija, a my wjeżdżamy na parking w momencie kiedy pierwsze promienie słońca przebijają się przez potężną dżunglę otaczającą ruiny. Na miejscu jest pole namiotowe oraz parę restauracji, które oferują również noclegi w pobliskich domkach.
Przewodnik, rodowity Gwatemalczyk, zabiera nas zaraz po śniadaniu na czterogodzinną wycieczkę. Ruiny w Tikal to pozostałości po jednym z największych miast Majów. Tikal oznacza LUGAR DE LOS VOCES czyli miejsce głosów. To magiczne miejsce zostało ochrzczone w ten sposób przez amerykańskiego archeologa Sylvanusa Morleya dopiero w XIX wieku. Wcześniej znane było pod nazwą MUTUL. Miasto pozostało nietknięte i niezbadane przez żadną ekspedyjcę naukową aż do 1848 roku. W czasach świetności, w latach 200 - 850 naszej ery, miasto zamieszkiwało nawet do 150-200 tysięcy osób. Świątynia Wielkiego Jaguara (niesamowicie stroma, wysokość 55 metrów) i Templo de La Serpiente Bicefala (najwyższa piramida w Tikal o wysokości 64 metrów) robią ogromne wrażenie dziś - trudno wyobrazić sobie co czuli ludzie zamieszkujący to miasto w początkach naszej ery...

Hmm ruiny ruinami, ale sam spacer po dżungli jest nielada przeżyciem. Przymilają się do nas tak zwane COATIMUNDI, po polsku zwane ostronosami, brązowe zwierzątka z ryjkiem, trochę większe od kota, z przepięknym, prążkowanym, długim ogonem, nastawionym jak antena. Przewodnik wdaje się w dyskusję z małpkami wyjcami (howler monkeys). Atakując zwierzątka w ich własnym języku prowokuje je do zaprezentowania swoich umiejętności - tylko nie wiadomo kto jest lepszy w tych deathmetalowych wrzaskach :-)

Dla chętnych i żądnych przygód - jaguary podobno też tu są trzeba tylko znaleć się w nieodpowiednim miejscu i czasie....

Zewsząd otaczają nas drzewa. Gównie ogromne CEIBY, zwane po polsku, zupenie banalnie, puchowcem pięciopręcikowym. Najbardziej znany rodzaj ceiby to tzw. Kapok - tak, tak, dobre skojarzenie - kiedyś z włókna ligniano - celulozowego, którym otoczone są nasiona tego drzewa robiono wypełnienie dla popularnych kapoków - to już historia. Nadal stosowane jako wypełnienie materaców i materiał do ocieplania. Ceiba jest też drzewem - symbolem narodowym zarówno Gwatemali jak i Puerto Rico. Dorastające niekiedy do 70 metrów drzewa o pniu w kształcie śmigła mają też właściwości magiczne. Podobno każde skrzydło śmigła wyznacza inny kierunek świata, a miejsca pomiędzy skupiają energię i tam najlepiej usiąść sobie w trakcie przechadzki po Tikal...

Tak, można siadać, ale ostrożności nigdy za wiele. Na energię czychają też mrówki... Czerwone, przynajmniej 4 i pół razy większe niż nasze, chętnie gryzą. Nie byle jakie to mrówki! W maju, kiedy skrzydlata królowa mrówka idzie w świat zakładać nowe kolonie Gwatemalczycy udają się na polowanie. Królowe bowiem, bezdusznie zgrillowane, posypane solą i pokropione sokiem z limonki są niezłą przekąską zwaną w tych stronach ZOMPOPOS DE MAYO. Hmmm jakoś ślinka nam nie cieknie....
Dla równowagi smakowej trzeba dodać, że występuje tu również PIGWICA WŁAŚCIWA, zwana sapodilla lub manilkara chicle - czyli po prostu wiecznie zielone drzewo, którego sok służy do produkcji gumy do żucia. Albo raczej służył, teraz tylko nieliczne firmy nadal korzystają z chicle - naturalnego skadniku. Drzewa łatwo poznać - mają charakterystyczne nacięcie w kształcie krzyżyka na korze - "chicleros" nacinają co najmniej 25 letnie drzewo i czekają dwie godziny, aż wyleci z niego całe 1,5 litra soku. I tak co trzy lata. Tyle toria, w praktyce, w latach 60-tych, na byciu chiclero można było się trochę dorobić...

Z przyjemnie pachnących roślinek, w drodze od jednej piramidy do drugiej, można się jeszcze natknąć na KORZENNIK LEKARSKI, którego owocem jest pimienta gorda czyli po prostu pysznie pachnące ziele angielskie:-)

Uff - jak gorąco!
Przepełnieni wrażeniami stwierdzamy, że to już najwyższy czas na powrót do Flores i kąpiel w jeziorze Peten, gdzie podobno nie ma krokodyli:-)


 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (17)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
 
zwiedzili 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 173 wpisy173 4 komentarze4 508 zdjęć508 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
02.12.2010 - 01.01.2011
 
 
26.12.2008 - 27.12.2008